... który pamięta się jeszcze trzy sezony później. Zacznę od tego, że końcówka sierpnia to początek tego czasu, który w fotografii lubię najbardziej. Upały nie są już takie dotkliwe, wszystko wkoło znów zaczyna nabierać kolorów, zachody słońca robią się powoli bardziej jesienne niż letnie. Od tego wszystko się zaczyna.
Ślub Martyna i Konrada był wyjątkowy również ze względu na atmosferę panującą w czasie przygotowań. Obie rodziny w jednym domu, rodzice, rodzeństwo, druhna... Ojcowie próbujący zawiązać sobie nawzajem krawaty, mamy biegające nerwowo z pokoju do pokoju, leniwy kot wielkości mojego psa, to wszystko sprawia, że ta często niedoceniona cześć dnia ślubu nabiera właściwego sobie sensu. Zdjęcia sukni, detali, kwiatów (swoją drogą drogie Panie z Bukietlove - czapki z głów), makijaż, to wszystko jest fajne, ale umówmy się, ile takich zdjęć jesteście w stanie obejrzeć (zakładając, że są dobre), 10-20? Bez ziewania pewnie niewiele więcej. Esencja i prawdziwy sens ślubnych przygotowań tkwi w ludziach, w Waszych bliskich, którzy towarzyszą Wam tego dnia, to oni przeszyją guzik w marynarce jeśli zajdzie potrzeba czy przytulą kiedy nerwy wezmą górę. Takie momenty i takie zdjęcia cenię sobie najbardziej.
Jeśli dodacie do tego wszystkiego, klasycznego bordowego Jaguara, jeden z moich ulubionych krakowskich kościołów, oraz salę z pięknym parkiem wokoło, gdzie obsługa rozumie, że obiad w opcji wegańskiej to coś więcej niż mrożonka w składzie kalafior, marchewka, brokuł. Dostaniecie ślub idealny! Tak właśnie było u Martyny i Konrada.
Sprawdźcie sami.
Kadrowanie, obróbka, wszystko bardzo ładnie się komponuje tworząc świetny materiał. Gratuluję i pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń